czwartek, 13 października 2016

Czyli jak przetrwać jesień (i nie zwariować!)


Cześć Czytaczu!

Budzik zadzwonił o 5:30. Nie spałam już od 4:00. Przynajmniej wydawało mi się, że nie śpię, bo tak naprawdę spałam, ale mniej więcej wiedziałam co dzieje się wokół mnie i słyszałam jak Mama wychodziła do pracy.

Było ciemno, zbyt ciemno i nie, to nie była wina moich rolet. Włączyłam lampkę, która leży na szafce nocnej. Wstałam po chwili i drżąc z zimna zaczęłam się ubierać. Włosy znowu się nie zakręciły, bo zniszczyłam je po dwóch farbowaniach. Nie miałam dylematu, który sweter ubrać, bo przygotowałam ciuchy dzień wcześniej.





Bo sweter to podstawa. Szczególnie w te zimne dni. Nie wiem jak bym bez nich przetrwała w jesień i zimę. Kocham swetry, wiesz?

Podczas chodzenia po schodach jak zwykle się potknęłam. Japonki i skarpetki to nie jest dobry pomysł. Myślę, że nadal w nich chodzę, bo nie chcę się pogodzić z przykrą rzeczywistością, że odeszło moje ukochane lato.

Zapaliłam światło dopiero w kuchni. Kiedyś bałam się ciemności i Mama chciała mnie tego oduczyć, dlatego zawsze wchodziłyśmy po schodach na piętro po ciemku. Z perspektywy czasu widzę, że miało to jakiś sens.

Herbaty jak zwykle nie ma. Nie chce mi się wcześniej wstawać, żeby ją zaparzyć. U mnie w domu herbatę pije się litrami, dlatego robimy ją w dużym dzbanku. Dlatego nie rozumiem dlaczego rano nigdy jej nie ma.

Muszę zadowolić się wodą. Ale herbatę także kocham. Szczególnie z cynamonem. Nic tak nie rozgrzewa jak herbata, jest idealna na każdą porę dnia.


Robię sobie śniadanie. Nie lubię jeść tak wcześnie, ale tak naprawdę jestem głodna cały czas, więc nawet przed 6 rano mogę jeść. W między czasie wychodzę na ganek i karmię kota.


Tedi, który początkowo miał być Teodorem, jak zawsze czeka pod drzwiami i zaczyna miauczeć, gdy tylko widzi zapalające się światło. Troszkę przytyło mu się na zimę i zrobiła się z niego czarna kulka.

Widzę, że znów pada - drugi dzień pod rząd. I znowu nie lubię czegoś, a mianowicie deszczu.

Jem śniadanie, szczoteczka do zębów się rozładowała, maluję się, robię warkocza, bo przecież włosy się nie zakręciły, bo są zbyt przesuszone, a poza tym pada. Mam jakąś fobię, gdy włosy mi zmokną, bo wtedy wyglądają okropnie.

Biorę kurtkę zimową. Tak zimową, bo okropnie wieje. Najważniejsze jest to, żeby ubierać się stosownie do pogody. Ja na przykład robię ten błąd, że mój wielki, gruby szal z zary ubieram do kurtki skórzanej, bomberki i zimowej. Oczywiście szal jest adekwatny do największych mrozów, a nie plus piętnastu stopni celsjusza.

O 6:23 wychodzę z domu. Daję jeszcze kotu coś do przegryzienia, głównie po to, żeby nie szedł za mną. Leje, więc muszę wyciągnąć parasol. Zawsze mam go przy sobie. Kiedyś go nie miałam i padało, więc teraz zawsze go noszę, mam pewność, że żaden deszcz mnie nie zaskoczy.

Jest ciemno, zbyt ciemno. Ledwo widzę mojego busa, ale na szczęście jedzie ten kierowca, który mnie lubi. Uśmiecha się, gdy mówię: "Dzień dobry" zbyt entuzjastycznie jak na taki beznadziejny poranek. Siadam na wolnym miejscu, ściągam szal, rozpinam kurtkę, piszę przyjaciółce życzenia miłego dnia i idę spać. Zawsze śpię, gdy jadę rano. Zresztą wszyscy śpią.

Wysiadam w Rzeszowie, czyli na końcu trasy, po godzinnej jeździe. Idę do szkoły i w duchu modlę się, żeby pani z historii mnie nie zapytała.

Lekcje jak zwykle się dłużą, ale skończyłam wcześniej, bo o 14:00. Busa mam o 14:15, jednak czekam na kuzynkę i obie jedziemy o 14:45. Przez całą drogę rozmawiamy, poprawia mi humor.

W domu jestem o 15:30. Jem obiad, który kiedyś był ciepły, ale nie chce mi się go podgrzewać. Zaparzam czystek, który jest bakteriobójczy. To tylko jedna z jego wielu zalet. Parzę go parę minut pod przykryciem, a potem cedzę, wciskam parę kropel cytryny i daję pół łyżeczki miodu. W takiej postaci jest pyszny!


Wiążę włosy, zakładam ciepłe skarpety, wchodzę pod koc i czytam książkę. To właśnie najlepiej kojarzy mi się z jesienią. Kocham czytać książki.


Pod ręką mam kubek z kawą rozpuszczalną. Wbrew pozorom kawa może być lepsza niż myślisz! Wystarczy, że dodasz do niej pół łyżeczki cynamonu, nie posłodzisz jej i, jeśli musisz, wlejesz odtłuszczone mleko.

Daję jeść kotu dopiero wieczorem, bo zapomniałam o nim. Dobrze, że Tata go nakarmił jak byłam w szkole. Uczę się wojen punickich. Piszę z przyjaciółką. Ona uwielbia jesień. Ta pora roku zawsze mi się z nią kojarzy.

Równo o 18 idę ćwiczyć. Czasem jeżdżę na rowerze stacjonarnym, czasem robię ćwiczenia siłowe, a czasem cardio. Zależy na co mam wenę. Aktywność fizyczna jest bardzo ważna. Endorfinki przylatują i poprawia się moje samopoczucie.

Jem kolację. Spędzam jeszcze więcej czasu z rodziną. Kąpię się. Zapominam o olejowaniu włosów. Daję kotu jedzenie, znowu. Pakuję torbę do szkoły. Szukam ciuchów.

I idę spać.

Bo jutro znowu muszę wstać o 5:30. I jutro też ma padać.

#i'mnotsorry

7 komentarzy:

  1. Sweter chyba każdemu zawsze będzie kojarzył się z jesienią hehe :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to opisałaś nam swój dzień...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ale napisałam także jak przetrwać jesien😂 Zreszta słowa kluczowe są powiększone😂👌

      Usuń
  3. Mnie ciężko jest przetrwać krótkie jesienne (a już szczególnie deszczowe) dni! Ale też mam swoje sposoby, które częściowo pokrywają się z Twoimi :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nienawidzę swetrów. chyba jestem jedną z niewielu osób które ich nie lubią.
    W chłodne deszczowe wieczory lubię pić herbatę z ulubionego kubka i czytać dobrą książkę.
    http://take-a-pencil-and-draw-world-of-races.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Kawę z cynamonem pijam, ale herbaty z cynamonem muszę spróbować.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jesień bywa różna...czasem kapryśna, ale dobra herbata i książka zawsze pomogą na chandrę!

    OdpowiedzUsuń